KIEDY RÓZIA BYŁA MAŁA
- Mamusiu, mamusiu! Słyszysz jak pięknie śpiewa ten ptaszek? O, tam wysoko. Czy Pan Jezus byłby ze mnie zadowolony gdybym Mu tak pięknie śpiewała?
- Córeczko, Pan Jezus cieszy się i jest zadowolony kiedy jesteś grzeczna i posłuszna.
Rózia wsłuchana w śpiew skowronka zamyśliła się. Tak bardzo lubiła razem z mamusią, tatusiem i resztą rodzeństwa odbywać niedzielny spacer do kościółka. Zwłaszcza wiosną cieszyła się, że może po drodze oglądać tak piękne widoki. Co chwilkę zadzierała główkę do góry i patrzyła na tańczące chmurki. Po czym ciągnęła Władzia – swego braciszka- za rękaw i mówiła:
- Patrz jakie to ładne. Ta chmurka przypomina mi małego baranka.
W tak wielkiej radości mijała im droga. Rózia zawsze szła bardzo uśmiechnięta, bo wiedziała, że idzie do Pana Jezusa. Czasami Władzio krzyknął:
- Kto pierwszy do kościoła!
Wtedy co sił w nogach zaczynali biec. Jednak wyścigi szybko się kończyły, gdy tylko Rózia spostrzegła niezadowolenie na twarzy mamusi.
Kiedy tylko wchodzili do świątyni, Rózia szła bardzo blisko ołtarza. Chciała być jak najbliżej tabernakulum. Z całego serduszka modliła się do Pana Jezusa, tak jak umiała mówiła, że Go kocha, że dla Niego chce być dobra i grzeczna. To były wspaniałe chwile, czuła się wtedy bardzo radosna.
Tego dnia Rózia szczególnie chciała spotkać się z Panem Jezusem. Z wielką powagą zajęła miejsce w ławce. Miała żywo w pamięci słowa swojej mamusi, która mówiła jej, że w kościele trzeba zachowywać się ze czcią i uszanowaniem jak w pałacu królewskim. I kiedy tak modliła się w swoim serduszku – poczuła, że naprawdę jest w pięknym wspaniałym pałacu i że podchodzi do tronu, na którym siedzi Król – Pan Jezus.
Rózia wyszła z kościółka bardzo szczęśliwa. Patrzyła na piękne, błękitne niebo, na falujące listki, poruszane lekkim wiaterkiem. Czuła na twarzy delikatny dotyk promieni słońca i zdawało jej się, że wszystko dookoła uśmiecha się do niej.
- Róziu, o czym myślisz? – zapytała ją mamusia, gdy zobaczyła jak jej córeczka idzie mocno zamyślona.
- Już wiem dlaczego w kościele trzeba zachowywać się jak w pałacu. Jak to dobrze, że możemy podchodzić do samego tronu Pana Jezusa – odpowiedziała Rózia.
Mama spojrzała z miłością na córkę i nic nie odpowiedziała. Wiedziała o czym ona mówi. Wracały do domu zasłuchane w głosy wiatru. Rózia co chwilkę zatrzymywała się zrywając kwiatki. Gdy doszła do domu miała już piękny bukiecik. I choć weszła do skromnej, wręcz biednej chaty, czuła się bardzo bogata, bo wiedziała, że Pan Jezus chce ją gościć w swoim pałacu. Podbiegła do stolika, na którym stała figurka Pana Jezusa i z wdzięcznością postawiła tam zebrane kwiatki.
E.W.