PRO MEMORIA
Za oknem dał się słyszeć jeszcze nieśmiały świergot ptaszków, które pierwej od jutrzenki zwiastowały budzący się dzień. Lecz nim on nastał, spłynęła jasność na pogrążoną w mrokach izdebkę Miriam. - Dnieje - pomyślała, ale gdy podniosła swe oczy znad cierniowej korony i spojrzała w otwór okna, zobaczyła, że ciemność nocy jeszcze nie przeminęła. Jednakże jasność w pomieszczeniu stale się nasilała. To Jezus śpieszył się z całym pragnieniem swego dziecięcego Serca jak najszybciej stanąć przy Niej żywy; stanąć rozradowany, otoczony chwałą zmartwychwstania przy swej jedynej, ukochanej Mamusi. Śpieszył się, by położyć kres Jej cierpieniu, by osuszyć Jej oczy i sprawić, by korona cierniowa okalająca Jej Serce wreszcie zakwitła różami. Przez delikatność tylko, wielką i czułą, nie stanął przed Nią nagle w obawie, że Jej ludzkie Serce nie udźwignie nadmiaru wzruszenia. Poczekał, aż jasność nabierze intensywności słońca i rozleje się kolorem złota po całym pomieszczeniu. Wtedy z samego jądra światłości wyszedł On - Jezus, Król chwały. Miriam miała czas, by powstać, by na Jego powitanie wyciągnąć swe ramiona i by otworzyć na oścież swe Serce na przyjście Bożej Miłości.
ks. Tadeusz Kiersztyn, Ostatnia walka