ROZALIA CELAKÓWNA
(1901-1944)
We wsi Jachówka koło Makowa Podhalańskiego 19 września 1901 roku w rodzinie Joanny i Tomasza Celak urodziła się córeczka Rózia, pierwsza z ośmiorga rodzeństwa. Rodzice bardzo pobożni dali jej staranne, religijne wychowanie. Od najmłodszych lat dziecko intuicyjnie czuło, że Maryje chce poprowadzić je po duchowych drogach Bożego Królestwa. Zanim Jezus zagościł po raz pierwszy w sercu dziecka w Chlebie Eucharystycznym, już płonęła w nim miłość do Niego, której strażniczką była Matka Najświętsza.
SŁUŻEBNICA BOŻA ROZALIA CELAKÓWNA
(1901-1944)
We wsi Jachówka koło Makowa Podhalańskiego 19 września 1901 roku w rodzinie Joanny i Tomasza Celak urodziła się córeczka Rózia, pierwsza z ośmiorga rodzeństwa. Rodzice bardzo pobożni dali jej staranne, religijne wychowanie. Od najmłodszych lat dziecko intuicyjnie czuło, że Maryje chce poprowadzić je po duchowych drogach Bożego Królestwa. Zanim Jezus zagościł po raz pierwszy w sercu dziecka w Chlebie Eucharystycznym, już płonęła w nim miłość do Niego, której strażniczką była Matka Najświętsza.
Ze szczególnym wzruszeniem zawsze wspominała dzień swojej Pierwszej Komunii Świętej. To właśnie w trakcie przygotowań do tego wielkiego wydarzenia Rozalia doświadczyła swojego pierwszego przeżycia mistycznego. Usłyszała wówczas w swoim sercu głos pełen miłości: Dziecko moje kochaj Mię, bo moje Serce wpierw Ciebie ukochało, kochaj Mię za cały świat. Ja rozszerzę Twoje serce i napełnię miłością byś mi mogła płacić miłością za miłość. Już wówczas Jezus w Eucharystii i Maryja powoli stawali się jej całym światem.
W wieku 16 lat przyszły na nią pierwsze ciężkie próby. W jej duszy rozpętała się walka duchowa oraz pojawiły się wielkie cierpienia fizyczne. Nagle zapadła na bardzo ciężką chorobę, której nie umiano rozpoznać. Przez cały miesiąc przykuta do łóżka nie była zdolna sama się podnieść. Gdzie szukać ratunku? U Tej, którą tak bardzo kochała. Odprawiła Nowennę do Boleści Najświętszej Maryi Panny i w dziewiątym dniu nowenny Maryja przyszła z pomocą swemu dziecku. Rozalia, tak jak nagle zachorowała, tak nagle ku ogólnemu zdumieniu odzyskała zdrowie. Cierpienie spowodowane chorobą było momentem przełomowym w jej życiu. W czasie choroby, dużo rozmyślając, doszła do zrozumienia, że cierpienie prowadzi do świętości, a ta polega na miłości. Przebyte cierpienie fizyczne zahartowało ją na nadchodzące, o wiele gorsze, cierpienie duchowe.
W dziewiętnastym roku życia Rozalia wchodzi w tak zwaną noc duchową, która będzie trwać sześć długich lat. Cierpienia tej nocy – jak sama stwierdza – były tysiąc razy gorsze od samej śmierci (…). Gdy dusza moja doznawała zewsząd udręczenia, wówczas powoli z jej pola widzenia usunął się Pan Bóg. Zanurzyłam się w takich ciemnościach, gdzie rozum ludzki czuje się całkowicie bezradny (...). Zdawało mi się, że z każdą godziną staczam się w przepaść piekielną. Szczególnie bolesny był dla Rozalii ostatni rok tych cierpień, które zakończyły się w 1925 roku, gdy podczas jednej z wizji piekła nastąpiło apogeum. Duchowo czuła jakby znalazła się w piekle. Oblał ją pot, oczy zaszły krwią i zaczęła jakby konać. Otoczyła ją straszna ciemność, wokół niej wirowali szatani, którzy ze śmiechem i wyciem powtarzali: Wybiła godzina zatracenia. Dzisiaj wszystko dla ciebie się zakończy. Czuła, jak ogień pali jej ciało. Rozalia zemdlała. Kiedy odzyskała przytomność poczuła, że jest przeniesiona z piekła do nieba. Od tej pory już zawsze czuła nieustanną obecność Boga w sercu.
W sierpniu 1924 roku Rozalia na stałe przenosi się do Krakowa, a wewnętrznie pouczona, zatrudnia się w szpitalu św. Łazarza na oddziale skórno-wenerycznym. – Moje dziecko! W szpitalu jest miejsce dla ciebie, z Mojej woli ci przeznaczone... Usługując chorym prostytutkom, ta niewinna dziewczyna z przerażeniem odkrywa istniejący świat zła. Ohydne przekleństwa, szyderstwa z Boga, nienawiść sącząca się ze słów i czynów pacjentek sprawiają, że opada z sił. Bardzo cierpi widząc, jak nisko może upaść człowiek. Z tego miejsca, które określa mianem piekła na ziemi, chce uciec. W 1928 r. wstępuje do zakonu Sióstr Klarysek w Krakowie. Jednakże zaledwie przekroczyła próg klauzury, usłyszała w swym wnętrzu słowa, które nią dogłębnie wstrząsnęły: Tu nie twoje miejsce. Wola Boża jest inna względem ciebie. Dalszy rozwój wypadków nie pozostawia jej cienia wątpliwości. Po dwóch miesiącach pobytu w klasztorze nagle i poważnie podupada na zdrowiu, co zmusza ją do natychmiastowego opuszczenia klasztoru. Kierując się wewnętrznym głosem, wraca do pracy w szpitalu na oddziale skórno-wenerycznym. W podjęciu decyzji o powrocie do szpitala pomogła jej wizja Pana Jezusa, który ukazał się jej, jako boleśnie biczowany przez pacjentki oddziału wenerycznego i nakłaniał ją, by wróciła na ten oddział.
Rozalia coraz bardziej dojrzewała duchowo pod opieką Maryi. Codziennie po Komunii świętej Rozalia prosiła Ją o jak najściślejsze zjednoczenie z Jezusem poprzez miłość. Wszystko czyniła przez Maryję dla Jezusa, wszystko z miłości ku Maryi, aby sprawić radość Panu Jezusowi i Jej. Jednakże to Jezus był celem jej dążeń i świętą miłością, dla której żyła, pracowała i cierpiała.
Duchowa przyjaźń Rozalii z Jezusem przemieniała się w nieustanny akt adoracji Jego obecności w Eucharystii. – We wszystkich okolicznościach życia mego – pisze – wszystkie sprawy moje załatwiam u Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Tam jest moja pociecha, ucieczka, protekcja, pomoc; jednym słowem Pan Jezus w Najświętszej Eucharystii był i jest dla mnie wszystkim. Szpital, w którym Rozalia pracowała, znajdował się w pobliżu nowo wybudowanej Bazyliki Serca Jezusa w Krakowie przy ul. Kopernika. W niej przez wiele lat przed pracą wcześnie rano uczestniczyła we Mszy świętej. Po pracy wiele czasu spędzała na adoracji i żarliwej modlitwie. Dzięki temu szybko postępowała w swym życiu duchowym. W przeżyciach mistycznych Bóg począł odsłaniać przed nią rzeczywistość normalnie zakrytą przed ludzkim poznaniem i doświadczeniem. Widzenia Jezusa w różnych okolicznościach jej życia stały się bardzo częste.
W końcu upodobniła swe serce do Serca Jezusa, a ogień miłości, raz zapalony w jej sercu, nie słabnął nawet przez chwilę; wprost przeciwnie, coraz bardziej ją wypełniał. Doszła do pełnej jedności z Jezusem. Wówczas ten, którego tak miłowała, wskazał jej sposób, w jaki człowiek może najpełniej i najpiękniej wyrazić miłość do swego Boga i oddanie się Jemu. Ukazał jej zarazem sposób ratunku świata upadłego moralnie, pełnego zła i okrucieństwa. Pan Jezus wskazał Rozalii tę bramę, którą raczył otworzyć z miłości do ludzi jako ostatnią szansę ocalenia: Trzeba wszystko uczynić, by Intronizacja była przeprowadzona. Jest to ostatni wysiłek miłości Jezusowej na te ostatnie czasy! Rozalia całym sercem przyjęła tę prawdę i od tego momentu Bóg mógł działać przez nią swobodnie. Stała się narzędziem łaski przez Niego wybranym, starannie oczyszczonym, bez miary uniżonym w pokorze. Za jej pośrednictwem Jezus Król zaczął kierować do Polski i do świata swe wielkie orędzie.
Pan Jezus zaczyna domagać się przez Rozalię od Polski, uznania Go za swego Króla. Poucza Rozalię, że jest to sprawa ogromnej wagi i że w tej intencji trzeba wiele się modlić i wiele cierpieć, by przyspieszyć Intronizację w Polsce. Pan Jezus domaga się od Rozalii konkretnych działań na skalę, przekraczającą jej możliwości. Dlatego zwraca się ona z prośbą o pomoc do swego kierownika duchowego o. Kazimierza Dobrzyckiego, któremu przekazuje misję Intronizacji i wyjaśnia mu na czym polega jej istota: Pan Jezus chce być naszym Królem, Panem i zarazem Ojcem bardzo kochającym. I nieco dalej dodaje: Pan Jezus w szczególny sposób chce być naszym Królem, tego On sobie życzy. Polska musi w sposób wyjątkowy, uroczyście ogłosić Pana Jezusa swym Królem przez Intronizację (…). Intronizacja to nie tylko forma ofiarowania się, ale odrodzenie serc, poddanie ich pod słodkie panowanie Miłości!
Od września 1937 roku Rozalia otrzymuje szereg proroczych wizji, w których żądania Jezusa wobec Polski i świata zostały bardzo wyraźnie sprecyzowane. Od spełnienia tych żądań Bóg uzależniał los naszej Ojczyzny i innych narodów. Istotę tych objawień można sprowadzić do warunku: Jeśli Polska chce ocalić siebie, musi uznać Jezusa swym Królem w całym tego słowa znaczeniu poprzez Akt intronizacji. Ma być on dokonany przez cały Naród, a w szczególności przez władze państwowe i kościelne, które w imieniu Narodu mają wspólnie dokonać w sposób uroczysty tego aktu. W następstwie za przykładem Polski pójdą inne narody i także one dokonają Aktu intronizacji Jezusa na swego Króla. Wszystkie narody, które nie uznają Jezusa swym Królem, zginą.
W marcu 1938 roku głos wewnętrzny pouczał Rozalię: Trzeba ofiary za Polskę, za grzeszny świat (…), straszne są grzechy Narodu Polskiego. Bóg chce go ukarać. Ratunek dla Polski jest tylko w Moim Boskim Sercu. Ponieważ mimo wielu starań do intronizacji w Polsce nie dochodziło, na parę miesięcy przed wybuchem drugiej wojny światowej Rozalia otrzymuje następną wizję ukazującą ogrom nieszczęść, jakie spadną na Polskę, a zarazem zapewnienie, że jeśli Polska z rządem na czele dokona intronizacji, do zapowiadanej wojny nie dojdzie. W intencji Intronizacji Rozalia podejmuje wiele umartwień i składa w ofierze swe życie obarczając się pracą ponad siły.
Do końca swego życia była przekonana, że intronizacja w Polsce musi być przeprowadzona. W jej sercu nigdy nie zgasła nadzieja, że Naród Polski w końcu się opamięta i przy pomocy swej Królowej dokona Intronizacji Jezusa Króla. Wyniszczona ciężką pracą, chorobami i smutkiem z powodu lekceważenia jej głosu pomału gasła. Odejście jej było ciche, podobne do krwawego zachodu słońca. Przyjmując po raz ostatni Komunię świętą, zalała się łzami. Czy była to oznaka radości, czy tez były to łzy goryczy, że jej Jezus jest tak mało przez nasz Naród kochany? Przed zapadnięciem w sen, z którego miała się już nie obudzić, Rozalia zrobiła znak krzyża, wymawiając słowa: W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. O godzinie drugiej w nocy, 13 września 1944 roku, Rozalia parę razy odetchnęła spokojnie i cicho odeszła, tak jak żyła, do Tego, który ukazał jej przyszłe losy świata.
Rozalia za życia niezauważona, z chwilą śmierci zajaśniała blaskiem świętości. Pogrzeb jej zgromadził rzesze wiernych, którzy jeszcze nieświadomi jej misji, ale głęboko przekonani o heroicznej jej miłości do Boga i bliźnich, żegnali ją w głębokim smutku. Wkrótce potem na jej grobie zaczęły się dziać wielkie znaki.
A.B.